19 wrz

Dochodzenie zwrotu składek od ubezpieczonego przez płatnika

O tym, że w polskim systemie ubezpieczeń społecznych wiele jest absurdów – nikogo przekonywać chyba nie trzeba. Do takich absurdów zaliczyć trzeba także i to, że osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło nie podlegają obowiązkowo ubezpieczeniom społecznym (z niewielkim wyjątkiem) – choć jednocześnie ubezpieczeniom społecznym podlegają osoby, które są zleceniobiorcami. Oczywistym skutkiem takiej niespójnej regulacji jest niezwykła wręcz popularność umowy o dzieło. Wielu płatników składek (ale i ubezpieczonych) – mając na względzie oczywistą korzyść wynikającą z braku oskładkowania dochodów z takich umów – stosuje umowy o dzieło na potęgę, także w sytuacjach, w których o dziele trudno mówić. Widziałem już umowy o dzieło, w których dziełem miało być wykładanie towaru na półkach w hipermarkecie. Jest oczywistym, że nie każde zajęcie da się wtłoczyć w ramy umowy o dzieło – albowiem, jakkolwiek granica między usługami a dziełem bywa niezwykle płynna, to jednak granica ta istnieje.

Dostrzega to także ZUS, który w ostatnim okresie – jak wynika z moich obserwacji – zdecydowanie nasilił kontrole i poszukiwania płatników, którzy z umów o dzieło korzystali. Kontrolowane są prywatne uczelnie wyższe, hotele – ale także mniejsze firmy, świadczące różnego rodzaju usługi. W przypadku „odnalezienia” umów o dzieło – ZUS zazwyczaj kwestionuje charakter takich umów, uznając je – w moim przekonaniu w większości przypadków słusznie – za umowy o świadczenie usług, a więc za umowy zlecenia. Dla płatnika składek oznacza to konieczność złożenia korekt dokumentów zgłoszeniowych i rozliczeniowych, a następnie – konieczność zapłaty zaległych składek wraz z odsetkami. Są to kwoty bardzo często niebagatelne, jak to zresztą w ubezpieczeniach społecznych bardzo często bywa.

U wielu płatników rodzi się wówczas dość oczywiste pytanie – czy części tego ciężaru nie można przypadkiem przerzucić na ubezpieczonych. Skoro bowiem składki na ubezpieczenia płacone są przez płatnika i ubezpieczonego (różne składki w różnych proporcjach – ciekawych odsyłam do przepisów ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych)  – to u wielu płatników rodzi się pomysł, aby zwrócić się do swoich obecnych, albo i byłych „pracowników” z wezwaniem do zwrotu części wypłaconego wynagrodzenia – w kwocie odpowiadającej części składek finansowych przez ubezpieczonych.

Co zrozumiałe – ubezpieczeni zazwyczaj nie przejawiają szczególnej ochoty do oddawania swojemu pracodawcy jakichkolwiek kwot – i dla uzasadnienia swej niechęci bardzo często podnoszą zarzut przedawnienia – wywodząc, że po upływie 3 lat od wypłaty przez płatnika wynagrodzenia w wyższej niż należna wysokości – roszczenie takie uległo przedawnieniu.

Po stronie płatników składek opowiedział się jednak Sąd Najwyższy, który w swojej uchwale III PZP 6-13 stwierdził, iż termin przedawnienia roszczenia pracodawcy (płatnika składek) z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia (art. 405 i następne k.c.), będącego następstwem zapłaty przez niego składek na ubezpieczenie społeczne pracowników w części, która powinna być przez nich finansowana, rozpoczyna bieg od dnia zapłaty tych składek przez pracodawcę.

Jakie konsekwencje niesie to dla ubezpieczonych? Otóż – rodzi to dość istotną niepewność. Nawet po bardzo wielu latach (w skrajnych wypadkach do 13 lat wstecz!) może się okazać, że były pracodawca wezwie ubezpieczonego do zwrotu części wypłaconego mu wynagrodzenia. Dla płatników zaś to doskonała wiadomość i zapewne dodatkowa zachęta do stosowania „umów śmieciowych” – bo przecież, w razie kontroli i konieczności zapłaty zaległych składek – ich części będzie można zażądać od pracownika.

12 wrz

Zmiany w zasiłku macierzyńskim przedsiębiorców

Zasiłek macierzyński – jak zapewne wiesz – jest jednym ze świadczeń, jakie ubezpieczony może uzyskać z ubezpieczenia chorobowego. Tym ubezpieczeniem objęci są m.in. pracownicy, dobrowolnie ubezpieczenie chorobowe może także obejmować osoby prowadzące działalność gospodarczą. Wysokość zasiłku macierzyńskiego w założeniu powiązana jest z wysokością dochodów ubezpieczonego.  U pracowników jest to średnia wypłaconych wynagrodzeń z ostatnich 12 miesięcy poprzedzających miesiąc, w którym powstało prawo do zasiłku (zwykle jest to data porodu). U osób prowadzących działalność gospodarczą obowiązuje podobna zasada – z tym, że za wynagrodzenie przyjmuje zadeklarowaną podstawę wymiaru składek. Przedsiębiorcy nie płacą bowiem składek od rzeczywistych dochodów, tak jak robią to pracownicy – ale od zadeklarowanej kwoty, która w zasadzie nie może być niższa niż 60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, co w 2014 roku oznacza kwotę 2.227,80 zł.

W praktyce przedsiębiorcy opłacają składki na ZUS od najniższej możliwej podstawy wymiaru. Od tej reguły jest jednak pewien wyjątek. Składki od podstaw wymiaru kilkukrotnie wyższych niż minimalna opłacają obecnie prowadzące działalność gospodarczą kobiety w mniej lub bardziej zaawansowanej ciąży. Dlaczego? Odpowiedź na pytanie kryje się w art. 36 ust. 2 w z art. 48 ust. 2 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa. Przepisy te przewidują, że w przypadku ubezpieczonego, u którego prawo do zasiłku powstanie wcześniej niż przed upływem 12 miesięcy – liczy się średnią z pełnych miesięcy kalendarzowych ubezpieczenia. W skrajnym wypadku pozwala to otrzymać wysoki zasiłek macierzyński (rzędu ponad 5.000 zł netto miesięcznie) już po jednym pełnym miesiącu kalendarzowym ubezpieczenia. Z praktyki znam przypadki, w których działalność gospodarcza została przez ubezpieczoną otwarta w 8 miesiącu ciąży. Ponieważ działalność ta była prowadzona przez jeden pełen miesiąc kalendarzowy, a ubezpieczona opłaciła składkę od wysokiej, bo przekraczającej 9.000 zł podstawy wymiaru – po porodzie otrzymała ona zasiłek macierzyński w wysokości ponad 5.000 zł netto miesięcznie. Co więcej, za kolejne miesiące otrzyma ona zasiłek w takiej samej kwocie – i tak przez niemalże rok.

ZUS – czemu trudno się dziwić – robi wszystko, by „przedsiębiorczym matkom” życie utrudnić. Problem w tym, że – jak pokazuje praktyka – niewiele może zrobić. Jeśli tylko zadeklarowana podstawa wymiaru mieści się w granicach przewidzianych prawem – ZUS nie może jej kwestionować, co wyraźnie przesądził kiedyś Sąd Najwyższy (wyrok z dnia 5.12.2007 r., II UK 106/07). Trudne jest także wykazanie, że działalność gospodarcza nie jest prowadzona.

Właśnie dlatego na pomoc ZUS spieszy ustawodawca – najpewniej od 1.01.2015 r. w życie wejdzie nowelizacja ustawy zasiłkowej. Z opublikowanego na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu wynika, że po nowelizacji maksymalny zasiłek macierzyński (a więc w kwotach ok. 5.000 zł netto przez cały okres trwania zasiłku) będzie może uzyskać dopiero po 12 miesiącach opłacania składek od maksymalnej podstawy wymiaru. W ustawie ma się bowiem pojawić nowy art. 48a, zgodnie z którym podstawę wymiaru ma stanowić suma dwóch kwot – po pierwsze „przeciętnej najniższej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie chorobowe”, po drugie „kwoty stanowiącej iloczyn jeden dwunastej przeciętnej kwoty zadeklarowanej jako podstawa wymiaru, w części przewyższającej najniższą podstawę wymiaru składek na ubezpieczenie chorobowe”.

Jak rozumieć projektowany przepis? Najłatwiej będzie chyba na przykładach. W przypadku wspomnianej powyżej ubezpieczonej, która zadeklarowała kwotę ok 9.000 zł podstawy wymiaru składek za jeden miesiąc prowadzenia działalności – wedle nowych reguł otrzymałaby ona zasiłek w kwocie tylko ok. 1550 zł netto. Gdyby przed porodem ubezpieczona prowadziła działalność przez dwa miesiące i przez dwa miesiące opłaciła wysokie składki – zasiłek wzrósłby do ok. 1.900 zł netto miesięcznie. Przy trzech miesiącach byłoby to już ok. 2.200 zł netto.

Moim zdaniem projektowane zmiany należy ocenić pozytywnie. Wielokrotnie walczyłem z ZUS o przestrzegania obowiązujących przepisów i wypłacenie ubezpieczonym wysokiego zasiłku nawet po jednym miesiącu ubezpieczenia. Uważam jednak, że obecnie obowiązujące przepisy są wadliwe i wymagają pilnej zmiany. Zasadniczą cechą wszelkich ubezpieczeń społecznych jest bowiem choć ograniczona ekwiwalentność, których w obecnie obowiązujących przepisach brak. De facto jest to sposób na uzyskanie przez ubezpieczonych kwot rzędu 60.000 zł. Tych pieniędzy w ZUS nie ma, więc dopłacić będzie musiał je budżet państwa. Budżet nie ma innego wyjścia, niż wziąć je od nas wszystkich.