Dochodzenie zwrotu składek od ubezpieczonego przez płatnika
O tym, że w polskim systemie ubezpieczeń społecznych wiele jest absurdów – nikogo przekonywać chyba nie trzeba. Do takich absurdów zaliczyć trzeba także i to, że osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło nie podlegają obowiązkowo ubezpieczeniom społecznym (z niewielkim wyjątkiem) – choć jednocześnie ubezpieczeniom społecznym podlegają osoby, które są zleceniobiorcami. Oczywistym skutkiem takiej niespójnej regulacji jest niezwykła wręcz popularność umowy o dzieło. Wielu płatników składek (ale i ubezpieczonych) – mając na względzie oczywistą korzyść wynikającą z braku oskładkowania dochodów z takich umów – stosuje umowy o dzieło na potęgę, także w sytuacjach, w których o dziele trudno mówić. Widziałem już umowy o dzieło, w których dziełem miało być wykładanie towaru na półkach w hipermarkecie. Jest oczywistym, że nie każde zajęcie da się wtłoczyć w ramy umowy o dzieło – albowiem, jakkolwiek granica między usługami a dziełem bywa niezwykle płynna, to jednak granica ta istnieje.
Dostrzega to także ZUS, który w ostatnim okresie – jak wynika z moich obserwacji – zdecydowanie nasilił kontrole i poszukiwania płatników, którzy z umów o dzieło korzystali. Kontrolowane są prywatne uczelnie wyższe, hotele – ale także mniejsze firmy, świadczące różnego rodzaju usługi. W przypadku „odnalezienia” umów o dzieło – ZUS zazwyczaj kwestionuje charakter takich umów, uznając je – w moim przekonaniu w większości przypadków słusznie – za umowy o świadczenie usług, a więc za umowy zlecenia. Dla płatnika składek oznacza to konieczność złożenia korekt dokumentów zgłoszeniowych i rozliczeniowych, a następnie – konieczność zapłaty zaległych składek wraz z odsetkami. Są to kwoty bardzo często niebagatelne, jak to zresztą w ubezpieczeniach społecznych bardzo często bywa.
U wielu płatników rodzi się wówczas dość oczywiste pytanie – czy części tego ciężaru nie można przypadkiem przerzucić na ubezpieczonych. Skoro bowiem składki na ubezpieczenia płacone są przez płatnika i ubezpieczonego (różne składki w różnych proporcjach – ciekawych odsyłam do przepisów ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych) – to u wielu płatników rodzi się pomysł, aby zwrócić się do swoich obecnych, albo i byłych „pracowników” z wezwaniem do zwrotu części wypłaconego wynagrodzenia – w kwocie odpowiadającej części składek finansowych przez ubezpieczonych.
Co zrozumiałe – ubezpieczeni zazwyczaj nie przejawiają szczególnej ochoty do oddawania swojemu pracodawcy jakichkolwiek kwot – i dla uzasadnienia swej niechęci bardzo często podnoszą zarzut przedawnienia – wywodząc, że po upływie 3 lat od wypłaty przez płatnika wynagrodzenia w wyższej niż należna wysokości – roszczenie takie uległo przedawnieniu.
Po stronie płatników składek opowiedział się jednak Sąd Najwyższy, który w swojej uchwale III PZP 6-13 stwierdził, iż termin przedawnienia roszczenia pracodawcy (płatnika składek) z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia (art. 405 i następne k.c.), będącego następstwem zapłaty przez niego składek na ubezpieczenie społeczne pracowników w części, która powinna być przez nich finansowana, rozpoczyna bieg od dnia zapłaty tych składek przez pracodawcę.
Jakie konsekwencje niesie to dla ubezpieczonych? Otóż – rodzi to dość istotną niepewność. Nawet po bardzo wielu latach (w skrajnych wypadkach do 13 lat wstecz!) może się okazać, że były pracodawca wezwie ubezpieczonego do zwrotu części wypłaconego mu wynagrodzenia. Dla płatników zaś to doskonała wiadomość i zapewne dodatkowa zachęta do stosowania „umów śmieciowych” – bo przecież, w razie kontroli i konieczności zapłaty zaległych składek – ich części będzie można zażądać od pracownika.