03 maj

Jeszcze o zmianach w zasiłku chorobowym i macierzyńskim przedsiębiorców

Jak już zapewne wiesz – wielka ilość „przedsiębiorczych matek” doprowadziła rząd do wniosku, że trzeba zmienić przepisy ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – i w ten sposób nieco zmniejszyć strumień, (a w zasadzie szeroką rzekę) pieniędzy płynących do młodych matek prowadzących działalność gospodarczą. Projekt stosownej ustawy jest już w Sejmie – a na stronie internetowej Sejmu można śledzić postępy prac legislacyjnych.

Obserwacja przebiegu prac legislacyjnych nad zmianą tych przepisów w moim przekonaniu potwierdza jedynie, że pomimo szumnych deklaracji – tak naprawdę nikomu na zmianie chyba nie zależy. O problemie mówi się głośno od trzech lat, a po cichu – jeszcze dłużej. Pamiętam, że gdy w 2012 roku problem opisali w artykule „Luksusowa matka” dwaj dziennikarze „Gazety Wyborczej” (Piotr Miączyński i Leszek Kostrzewski) – to od razu pojawiły się deklaracje, że ustawę trzeba zmienić, a „przedsiębiorcze matki” co najmniej skontrolować (a najlepiej – zamknąć w więzieniu). Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz z zafrasowaną miną mówił, jak to zwrócić się do ZUS z prośbą o skrupulatną kontrolę przedsiębiorczych matek – i jak to jego resort szybko przygotuje zmianę przepisów.

Od tego momentu miną wkrótce 3 lata, a nowelizacji jak nie było – tak nie ma. I chyba już w tym roku nie będzie. Rok jest wyborczy, co nie zachęca do odbierania komukolwiek jakichkolwiek przywilejów. Ponadto, za chwilę Sejm i Senat udadzą się na wakacyjną przerwę, a po niej chwila moment i będzie ostatnie posiedzenie w tej kadencji. Ponieważ pomiędzy poszczególnymi kadencjami Sejmu i Senatu nie ma ciągłości prac – to nowo wybrany Sejm, kiedy już wróci do problemu, znów będzie mógł długo procedować nad projektem (bo zacznie znów od pierwszego czytania). A chodzi przecież o nieskomplikowaną w sumie poprawkę, która pozwoliłaby ZUS na oszczędności liczone w milionach.

Trudno mieć pretensję do ubezpieczonych, że korzystają z przysługujących im zgodnie z prawem uprawnień – skoro sam ustawodawca nie robi nic, aby zmienić absurdalne przepisy zmienić.

27 kw.

Czy można otrzymać dwa zasiłki chorobowe/macierzyńskie?

Jak zapewne wiesz – obowiązujące obecnie przepisy są tak skonstruowane, że przy spełnieniu pewnych warunków można otrzymać wysoki zasiłek macierzyński już po jednym pełnym miesiącu kalendarzowym ubezpieczenia. Ponieważ ilość „chętnych” na taki wysoki zasiłek bardzo wzrosła – rząd skierował do Sejmu projekt ustawy, który te zasady ma zmienić (o czym pisałem tu). Po zmianach wysokość zasiłku macierzyńskiego zostanie powiązana z długością okresu płacenia wysokich składek –  tzn. osoba płacąca wysokie składki przez pół roku dostanie wyższy zasiłek niż osoba płacą takie składki przez 3 miesiące, ta z kolei dostanie większy zasiłek, niż osoba która wysokie składki zapłaciła tylko za jeden miesiąc. Osobiście uważam, że to całkiem uczciwe i rozsądne.

Nie dziwi specjalnie, że każda akcja rodzi reakcję. Informacja o powyższej zmianie zasad obliczenia wysokości zasiłku macierzyńskiego dociera do coraz szerszego kręgu bezpośrednio zainteresowanych, którzy szukają sposobów, aby zmiany dotknęły ich w możliwie najmniejszym stopniu.

Jednym z pomysłów na zmniejszenie dolegliwości skutków nowelizacji jest dążenie do uzyskania dwóch zasiłków – np. z tytułu dwóch umów o pracę lub z tytułu umowy o pracę i prowadzonej jednocześnie działalności gospodarczej (zwłaszcza o ten ostatni wariant pytają mnie często ubezpieczone).

Zacznijmy od dwóch stosunków pracy. Pracownik podlega obowiązkowo wszystkim ubezpieczeniom społecznym, w tym ubezpieczeniu chorobowemu, od dnia nawiązania stosunku pracy do dnia jego ustania (art. 6 ust. 1 pkt 1 w zw. z art. 11 ust. 1 i art. 12 ust. 1 oraz art. 13 ust. 1 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych). W konsekwencji – w przypadku, gdy pracownik stanie się niezdolny do pracy, przysługuje mu świadczenie chorobowe z tytułu każdego zatrudnienia, jeżeli oczywiście spełnia warunki do uzyskania świadczenia.

Zupełnie inaczej rzecz przedstawia się w przypadku stosunku pracy i działalności gospodarczej. Jak już wiemy – pracownik podlega obowiązkowo ubezpieczeniom społecznym. Osoba prowadząca działalność gospodarczą – także podlega obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnemu, rentowego i wypadkowemu (art. 6 ust. 1 pkt 5 w zw. z art. 8 ust. 6 pkt 1 i art. 12 ust. 1 cytowanej ustawy), a ubezpieczeniu chorobowemu – dobrowolnie (art. 11 ust. 2 ustawy). W przypadku jednak, gdy pracownik jest jednocześnie przedsiębiorcą – dochodzi do tzw. zbiegu tytułów do ubezpieczenia. Rozwiązanie takiego zbiegu normuje art. 9 ustawy – w przypadku opisanego zbiegu etat/działalność – art. 9 ust. 1 oraz 1a ustawy. Zgodnie z tymi przepisami w opisanym przypadku pracownik-przedsiębiorca podlega obowiązkowo ubezpieczeniom tylko z tytułu zatrudnienia, zaś z tytułu prowadzonej działalności podleganie ubezpieczeniom z obowiązkowego staje się dobrowolnym – chyba, że podstawa wymiaru składek (w przypadku umowy o pracę – równa wynagrodzeniu) jest niższa od minimalnego wynagrodzenia za pracę.

Skutkiem zmiany charakteru tytułu do ubezpieczenia z obowiązkowego na dobrowolny jest niemożność ubezpieczenia chorobowego z tytułu prowadzonej równolegle z zatrudnieniem działalności gospodarczej, a w konsekwencji – niemożność uzyskania dwóch zasiłków. W przypadku zatem etatu z wynagrodzeniem wyższym niż minimalne i etatu – zasiłek przysługuje wyłącznie z tytułu zatrudnienia.

Potwierdził to Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 3.10.2008 r., II UK 32/08, stwierdzając: „Zauważyć należy, iż możliwość objęcia dobrowolnym ubezpieczeniem chorobowym ograniczona jest warunkiem obowiązkowego podlegania wnioskującej osoby o to osoby ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowym z tytułów wymienionych w art. 11 ust. 2 ustawy systemowej. Osoba będąca pracownikiem i podlegająca z tego tytułu obowiązkowo ubezpieczeniu chorobowemu nie może więc jednocześnie podlegać dobrowolnemu ubezpieczeniu chorobowemu, albowiem, niezależnie od tego, czy równocześnie wykonuje inną działalność, obowiązek ubezpieczeń emerytalnego i rentowych wypływa wyłącznie ze stosunku pracy (art. 9 ust. 1 ustawy systemowej). Nie jest więc objęta przymusem takich ubezpieczeń z innych tytułów, w tym wymienionych w art. 11 ust. 2 ustawy, a zatem nie spełnia warunku umożliwiającego przystąpienie dobrowolnie do ubezpieczenia chorobowego. „

17 mar

Umowa o pracę członka zarządu spółki z o.o.

Dość często w praktyce dochodzi do sporu z organem rentowym co do zatrudniania na podstawie umowy o pracę członków zarządu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Problem dotyczy wprawdzie bardziej prawa pracy niż prawa ubezpieczeń społecznych – ale w praktyce najczęściej spór o dopuszczalność takiego zatrudnienia jest rozstrzygany w sprawach z odwołania od decyzji ZUS. Spółka bowiem – z dość oczywistych powodów 😉 – zazwyczaj nie kwestionuje zatrudnienia pracowniczego członków swojego zarządu.

A zatem – czy można zatrudnić członka zarządu spółki z o.o. w tejże spółce jako pracownika? Cóż, to – jak zwykle – zależy 🙂

Zacznijmy od tego, że pracę sensu largo można wykonywać na podstawie różnych relacji prawnych, w tym także – na podstawie stosunku pracy. Definicję stosunku pracy zawiera przepis art. 22 § 1 k.p., zgodnie z którym przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. Przepis ten wskazuje na najistotniejszą cechę stosunku pracy, jaką jest istnienie podległości pracownika kierownictwu pracodawcy. Jeśli taka podległość istnieje, to mamy do czynienia ze stosunkiem pracy, choć strony nazwały go inaczej – i odwrotnie, brak podległości wyklucza istnienie stosunku pracy, choćby i strony zawarły umowę o pracę.

W orzecznictwie Sądu Najwyższego przyjęto już dawno,  że osoba fizyczna pełniąca funkcję członka zarządu w spółce prawa handlowego może wykonywać swoje funkcje w zarządzie na podstawie stosunku pracy (tak Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 19.06.2012 r., II UK 282/11, w wyroku z dnia 23.03.2012 r., II PK 169/11).  Wynika to zresztą pośrednio z treści art. 203 § 1 k.s.h., które przewiduje, że „członek zarządu może być w każdej chwili odwołany uchwałą wspólników, co nie pozbawia go roszczeń ze stosunku pracy lub innego stosunku prawnego dotyczącego pełnienia funkcji członka zarządu”. Skoro odwołanie nie pozbawia odwołanego roszczeń ze stosunku pracy, to znaczy, że stosunek taki może istnieć.

W sporach z ZUS tak prostu już nie jest. W znanych mi sprawach ZUS wywodził przykładowo, że skoro mój klient wcześniej wykonywał funkcje członka zarządu bez zatrudnienia pracowniczego – to nie ma powodów, aby go zatrudnić. Jest to pogląd dość oryginalny, przynajmniej tak długo jak długo serio traktować zasadę swobody i wolności umów (art. 353[1] k.c.). To rzeczą spółki i jej wspólników oraz członka zarządu jest, czy spółka nawiąże stosunek pracy z członkiem zarządu. Nie jest rzeczą ZUS decydować za spółkę i jej wspólników jak kształtować swoje relacje umowne.

Od opisanej powyższej zasady dopuszczalności zatrudnienia pracowniczego członka zarządu spółki z o.o. jest jednak pewien wyjątek, dość istotny w praktyce, bo dotyczący dość powszechnie występujących spółek z o.o., posiadających wyłącznie jednego lub „prawie wyłącznego” wspólnika. W takich spółkach zatrudnienie takiego wspólnika jako członka zarządu spółki nie jest możliwe – właśnie z powodu braku konstytutywnej cechy stosunku pracy w postaci podporządkowania pracowniczego (taki wspólnik podlegałby sam sobie, co jest oczywiście niemożliwe). Zasadność takiego punktu widzenia bywa kwestionowana, choć raczej w literaturze, niż w orzecznictwie – w tym ostatnim raczej dominuje pogląd o niedopuszczalności zatrudnienia wyłącznego lub „prawie wyłącznego” wspólnika (zobacz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 3.08.2011 r. w sprawie I UK 8/11).

10 mar

Odsetki za opóźnienie w wypłacie świadczenia

Czy ZUS ponosi odpowiedzialność za swoje błędne decyzje? To pytanie zadaję sobie za każdym razem, kiedy pada pytanie, czy za opóźnienie w wypłacie świadczeń spowodowane wydaniem przez ZUS błędnej decyzji należą się ubezpieczonemu odsetki ustawowe.  Niestety, odpowiedź nie jest jednoznaczna.

Zacznijmy od porównania z prawem cywilnym. Zgodnie z art. 481 § 1 k.c. jeżeli dłużnik opóźnia się ze spełnieniem świadczenia pieniężnego, wierzyciel może żądać odsetek za czas opóźnienia, chociażby nie poniósł żadnej szkody i chociażby opóźnienie było następstwem okoliczności, za które dłużnik odpowiedzialności nie ponosi. Odpowiedzialność dłużnika za nieterminowe spełnienie świadczenia pieniężnego jest więc bardzo surowa, czasem mówi się, że jest to wręcz odpowiedzialność absolutna. Jeśli więc nie zapłacisz w terminie rachunku za telefon tylko dlatego, że poczta nie zdążyła Ci go w terminie dostarczyć – to obowiązku zapłaty odsetek nie unikniesz, choć przecież za niedoręczenie Ci w terminie faktury przez pocztę nie ponosisz odpowiedzialności.

A jak się sprawy mają w przypadku, kiedy dłużnikiem jest ZUS, który nie wypłacił w terminie świadczenia? Tak, trafnie przeczuwasz – surowa odpowiedzialność jest dla maluczkich, nie dla ZUS. ZUS i jego opóźnienia w zapłacie rządzą się swoimi prawami. Zgodnie z art. 85 ust. 1 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych – jeżeli ZUS w terminach przewidzianych w przepisach określających zasady przyznawania i wypłacania świadczeń pieniężnych z ubezpieczeń społecznych lub świadczeń zleconych do wypłaty na mocy odrębnych przepisów albo umów międzynarodowych – nie ustalił prawa do świadczenia lub nie wypłacił tego świadczenia, jest obowiązany do wypłaty odsetek od tego świadczenia w wysokości odsetek ustawowych określonych przepisami prawa cywilnego. Nie dotyczy to przypadku, gdy opóźnienie w przyznaniu lub wypłaceniu świadczenia jest następstwem okoliczności, za które Zakład nie ponosi odpowiedzialności.

To ostatnie zdanie jest kluczowe. Zdaniem ZUS wydanie przezeń błędnej decyzji to, przynajmniej w większości przypadków, nie jest okoliczność, za którą ZUS miałby ponosić odpowiedzialność. Weźmy pierwszy lepszy przykład z praktyki. ZUS przez ponad rok nie wypłacał pracownicy zasiłku chorobowego i macierzyńskiego, twierdząc, że umowa o pracę, jaką ta zawarła ze swoim pracodawcą jest nieważna z powodu jej pozorności. Tak się jednak składa, że Sąd Ubezpieczeń Społecznych tego poglądu ZUS nie podzielił – i uwzględnił odwołanie ubezpieczonej pracownicy od decyzji, mocą której „wyłączono” ją z ubezpieczeń społecznych. Po wygraniu wszystkich spraw (o podleganiu ubezpieczeniu, o zasiłek chorobowy i o zasiłek macierzyński) oraz wypłacie zaległych świadczeń – nasza bohaterka wystąpiła do ZUS o wypłatę odsetek za okres opóźnienia. Zdaniem ZUS – odsetki jej się nie należą, bo „ostatnią okolicznością niezbędną do wydania decyzji [w sprawie zasiłków] był wyrok sądu [w sprawie o podleganie] – a skoro w sprawie sądowej przesłuchano świadków, to organ rentowy nie ponosi odpowiedzialności za opóźnienie w wypłacie zasiłków”.

Jest to kolejny absurdalny pogląd ZUS, niestety zyskujący czasem uznanie sądów. Zapytasz pewnie dlaczego absurdalny? Otóż dlatego, że przecież w powyższej sprawie to ZUS sam z siebie wydał decyzję „wyłączającą” z ubezpieczenia, której prawidłowości nie był w stanie obronić przed sądem. Skoro ZUS przeprowadził kontrolę i na jej podstawie wydał błędną decyzję – to nie może twierdzić, że za opóźnienie spowodowane jej wydaniem nie ponosi odpowiedzialności. Gdyby przyjąć poglądy ZUS, to w zasadzie w każdej sprawie opłacałoby się wydać odmowną decyzję – a po przegranej w sądzie wypłacić świadczenie w kwocie nominalnej (a więc realnie mniej już warte), z powołaniem na to, że ZUS nie ponosi odpowiedzialności za to, że sąd błędną decyzję zmienił.

Na całe szczęście akceptacja koncepcji ZUS w sądach nie jest pełna, są też poglądy przeciwne, a więc zdroworozsądkowe. Wrocławski Sąd Apelacyjny w jednym ze swoich wyroków stwierdził, że „zawarte w art. 85 ust. 1 u.s.u.s. określenie: »nie ustalił prawa do świadczenia« oznacza zarówno niewydanie w terminie decyzji przyznającej świadczenie, jak i wydanie decyzji odmawiającej przyznania świadczenia, mimo spełnienia warunków do jego uzyskania” (wyrok z dnia 19.01.2012 r., III AUa 1549/11).

05 mar

Składki przedsiębiorcy w okresie choroby

Do zaprezentowania kolejnej niezwykłej interpretacji przepisów udało się ZUS „przekonać” w kilku sprawach, w których ubezpieczeni najpierw opłacili pełną składkę od maksymalnej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia (w 2014 r. – 9.365 zł), a następnie – zwykle po wykryciu swojego błędu – złożyli deklarację korygującą, w której pomniejszyli podstawę wymiaru składek proporcjonalnie do okresu trwania niezdolności (a więc – przykładowo – w przypadku 15 dni nieobecności we wrześniu 2014 roku – wykazali skorygowaną podstawę wymiaru w kwocie 4.682,50 zł, tj. 15/30 pierwotnie zadeklarowanej kwoty).

W znanych mi przypadkach ZUS na takie deklaracje korygujące reagował decyzjami, w których ustalał podstawę wymiaru ponownie na kwotę zadeklarowaną pierwotnie (trzymając się naszego przykładu – 9.365 zł). W uzasadnieniu wszystkich decyzji ZUS upiera się, że ten kto płaci składki od podstawy wymiaru wyższej niż najniższa – ten nie ma prawa do pomniejszenia takiej wyższej podstawy wymiaru proporcjonalnie od okresu niezdolności do pracy trwającej część miesiąca, jeżeli z tego powodu ubezpieczony spełnia warunki do przyznania zasiłku. Co więcej, ZUS upiera się, że jego stanowisko ma oparcie w przepisach ustawy.

Otóż w moim przekonaniu ZUS racji nie ma. 

Zacznijmy od brzmienia przepisów. Zgodnie z art. 18 ust. 9 ustawy o systemie za miesiąc, w którym nastąpiło odpowiednio objęcie ubezpieczeniami emerytalnym i rentowymi lub ich ustanie i jeżeli trwały one tylko przez część miesiąca, kwotę najniższej podstawy wymiaru składek zmniejsza się proporcjonalnie, dzieląc ją przez liczbę dni kalendarzowych tego miesiąca i mnożąc przez liczbę dni podlegania ubezpieczeniu. Zgodnie zaś z art. 18 ust. 10 cytowanej ustawy Zasady zmniejszania najniższej podstawy wymiaru składek, o których mowa w ust. 9, stosuje się odpowiednio w przypadku niezdolności do pracy trwającej przez część miesiąca, jeżeli z tego tytułu ubezpieczony spełnia warunki do przyznania zasiłku.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że ZUS ma rację – przepis mówi wszak o „kwocie najniższej podstawy wymiaru składek”, co a contrario mogłoby sugerować że kwota inna od najniższej (czytaj: wyższa) nie podlega takiemu proporcjonalnemu zmniejszeniu.

Nie można jednak interpretować jednego przepisu ustawy w oderwaniu od pozostałych jej postanowień. Tej prostej zasady uczy się studentów prawa najdalej w drugim miesiącu pierwszego semestru studiów.  A przecież w ustawy systemowej jest także art. 2a, który statuuje zasadę równego traktowania ubezpieczonych – i zasada ta dotyczy w szczególności obowiązku opłacania i obliczania wysokości składek na ubezpieczenie społeczne (art. 2a ust. 2 pkt 2 ustawy). Zaprezentowana powyżej wykładnia ZUS nie tylko narusza zasadę równości, ale wręcz kłóci się ze zdrowym rozsądkiem – bo przecież prowadzi do tego, że ten kto do systemu wkłada mniej (płaci składkę od niższej podstawy) – miałby mieć więcej praw niż ten, kto płaci więcej. 

Takie też stanowisko zajmują Sądy – Sąd Apelacyjny w Katowicach (wyroki z dnia 9.07.2009 r., III AUa 908/09 i z dnia 17.05.2011 r., III AUa 2177/10), Sąd Apelacyjny w Poznaniu (wyrok z dnia 23.05.2013 r., III AUa 1510/12) czy Sąd Apelacyjny we Wrocławiu (wyrok z dnia 13.01.2015 r., III AUa 1256/14).

Jak więc należy interpretować przepis art. 18 ust. 9 ustawy systemowej? Otóż, celem posłużenia się przez ustawodawcę zwrotem „kwota najniższej podstawy wymiaru” jest wyraźne wskazanie, że zmniejszenie podstawy wymiaru składki jest możliwe także wówczas, gdy została ona zadeklarowana w wysokości minimalnej.

Jeśli więc ZUS odmawia Ci prawa do proporcjonalnego pomniejszenia podstawy wymiaru składek za okres niezdolności do pracy, za którą masz prawo do zasiłku – odwołaj się od tej decyzji ZUS do sądu!

04 lut

Coraz mniej rencistów

Na portalu wyborcza.biz napisano dzisiaj, że już wkrótce liczba uprawnionych do renty z tytułu niezdolności do pracy spadnie poniżej 1 miliona.  Czy należy się z tego cieszyć?

Pozornie do doskonała wiadomość. Spadająca liczba osób, które z powodów zdrowotnych nie mogą pracować to zawsze dobra wiadomość dla gospodarki. Jest to jeszcze lepsza wiadomość dla ZUSu i budżetu państwa, który do permanentnego deficytu w ZUS musi co roku dokładać – i to nie mało.  Spadek liczby uprawnionych do renty zmniejsza wydatki funduszu rentowego, a w konsekwencji – powinien prowadzić do zmniejszenia deficytu całego ZUSu.

I pewnie należałoby się z tego bardzo cieszyć, gdyby nie to sposób, w jaki się to odbywa. Za każdym razem, kiedy prowadzę sprawę rentową – mam wrażenie, że od jednej przesady (jaką było rozdawnictwo rent na prawo i lewo – 2,7 miliona uprawnionych w 1998 roku) popadliśmy w drugą – dążenie do pozbawienia prawa do renty każdego, czasem nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Lekarze orzecznicy i komisje lekarskie ZUS odmawiają rent na potęgę. Dwuinstancyjne postępowanie orzecznicze jest w znacznej mierze fikcją – od kilku lat nie widziałem w swojej praktyce, aby Komisja Lekarska ZUS zmieniła orzeczenie Lekarza Orzecznika ZUS na korzyść ubezpieczonego – zdarzały się natomiast przypadki w drugą stronę, na skutek zarzutu wadliwości orzeczenia zgłoszonego przez Prezesa ZUS.

Co ciekawe – przepisy definiujące pojęcie niezdolności do pracy (art. 12 i następne ustawy emerytalno-rentowej) – od 1999 roku w zasadzie się nie zmieniły. Czy naprawdę wierzymy, że w ciągu 15 lat tak bardzo jako społeczeństwo ozdrowieliśmy? W części – pewnie tak. Ale smutna prawda jest taka, że za spadek liczby rencistów w znacznej mierze zdaje się odpowiadać ciągłe śrubowane kryteriów orzeczniczych przez lekarzy orzeczników ZUS. Mam czasem wrażenie, że ZUS zapomina o istnieniu niezdolności częściowej (do pracy zgodnej z poziomem kwalifikacji) – i w zasadzie każdy, kto może wykonywać jakąkolwiek pracę – w ocenie ZUS na rentę nie zasługuje. A przecież ustawa wyraźnie wyróżnia niezdolność częściową od niezdolności całkowitej.

Wiele mówi o poziomie orzecznictwa lekarskiego ZUS to, że sprawy z odwołań ubezpieczonych od decyzji odmawiających im prawa do renty – ZUS stosunkowo często przegrywa. Osobiście szacuję, że w sprawach rentowych ZUS przegrywa ok. połowę spraw, może trochę mniej. To ogromna liczba, ale ZUSowi taki proceder się opłaca. Od decyzji odmownych nie każdy się odwołuje, a każdy załatwiony odmownie, który się nie odwoła – podbija statystykę, wykazując skuteczność ZUS w odbieraniu rent.

Nie jestem zwolennikiem rozdawnictwa rent, ale z drugiej strony – trudno mi zgodzić się ze sposobem działania ZUS. To działanie na oślep, w myśl zasady: „odmówmy, najwyżej się odwoła”. To działanie krzywdzące wielu naprawdę chorych. I niestety bardzo często nie przynoszące oczekiwanych zysków. Pamiętajmy bowiem, że sama decyzja organu rentowego jeszcze nigdy nikogo nie uzdrowiła. Osoby realnie niezdolne do pracy, nawet jeśli pozbawimy je prawa do renty – nie utrzymają się same. Takie osoby zgłoszą się po wsparcie ze środków publicznych – tyle tylko, że będą starać się o wsparcie z systemu pomocy społecznej.

Nie liczę na to, że ZUS zmieni swoją postawę. Spodziewam się raczej dalszego śrubowania kryteriów i zaciekłej walki przed sądami ubezpieczeń społecznych. Dlatego też – jeśli ZUS odmówił Ci renty z tytułu niezdolności do pracy – odwołaj się do Sądu. Odwołanie jest zwolnione od opłaty sądowej, koszty biegłych także ponosi Skarb Państwa. W zasadzie jedynymi kosztami są opłata sądowa od apelacji, a także niewielkie koszty zastępstwa procesowego (minimalna stawka – 60 zł w I instancji), jakie Sąd może zasądzić od Ciebie na rzecz ZUS w przypadku przegranej.

19 wrz

Dochodzenie zwrotu składek od ubezpieczonego przez płatnika

O tym, że w polskim systemie ubezpieczeń społecznych wiele jest absurdów – nikogo przekonywać chyba nie trzeba. Do takich absurdów zaliczyć trzeba także i to, że osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło nie podlegają obowiązkowo ubezpieczeniom społecznym (z niewielkim wyjątkiem) – choć jednocześnie ubezpieczeniom społecznym podlegają osoby, które są zleceniobiorcami. Oczywistym skutkiem takiej niespójnej regulacji jest niezwykła wręcz popularność umowy o dzieło. Wielu płatników składek (ale i ubezpieczonych) – mając na względzie oczywistą korzyść wynikającą z braku oskładkowania dochodów z takich umów – stosuje umowy o dzieło na potęgę, także w sytuacjach, w których o dziele trudno mówić. Widziałem już umowy o dzieło, w których dziełem miało być wykładanie towaru na półkach w hipermarkecie. Jest oczywistym, że nie każde zajęcie da się wtłoczyć w ramy umowy o dzieło – albowiem, jakkolwiek granica między usługami a dziełem bywa niezwykle płynna, to jednak granica ta istnieje.

Dostrzega to także ZUS, który w ostatnim okresie – jak wynika z moich obserwacji – zdecydowanie nasilił kontrole i poszukiwania płatników, którzy z umów o dzieło korzystali. Kontrolowane są prywatne uczelnie wyższe, hotele – ale także mniejsze firmy, świadczące różnego rodzaju usługi. W przypadku „odnalezienia” umów o dzieło – ZUS zazwyczaj kwestionuje charakter takich umów, uznając je – w moim przekonaniu w większości przypadków słusznie – za umowy o świadczenie usług, a więc za umowy zlecenia. Dla płatnika składek oznacza to konieczność złożenia korekt dokumentów zgłoszeniowych i rozliczeniowych, a następnie – konieczność zapłaty zaległych składek wraz z odsetkami. Są to kwoty bardzo często niebagatelne, jak to zresztą w ubezpieczeniach społecznych bardzo często bywa.

U wielu płatników rodzi się wówczas dość oczywiste pytanie – czy części tego ciężaru nie można przypadkiem przerzucić na ubezpieczonych. Skoro bowiem składki na ubezpieczenia płacone są przez płatnika i ubezpieczonego (różne składki w różnych proporcjach – ciekawych odsyłam do przepisów ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych)  – to u wielu płatników rodzi się pomysł, aby zwrócić się do swoich obecnych, albo i byłych „pracowników” z wezwaniem do zwrotu części wypłaconego wynagrodzenia – w kwocie odpowiadającej części składek finansowych przez ubezpieczonych.

Co zrozumiałe – ubezpieczeni zazwyczaj nie przejawiają szczególnej ochoty do oddawania swojemu pracodawcy jakichkolwiek kwot – i dla uzasadnienia swej niechęci bardzo często podnoszą zarzut przedawnienia – wywodząc, że po upływie 3 lat od wypłaty przez płatnika wynagrodzenia w wyższej niż należna wysokości – roszczenie takie uległo przedawnieniu.

Po stronie płatników składek opowiedział się jednak Sąd Najwyższy, który w swojej uchwale III PZP 6-13 stwierdził, iż termin przedawnienia roszczenia pracodawcy (płatnika składek) z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia (art. 405 i następne k.c.), będącego następstwem zapłaty przez niego składek na ubezpieczenie społeczne pracowników w części, która powinna być przez nich finansowana, rozpoczyna bieg od dnia zapłaty tych składek przez pracodawcę.

Jakie konsekwencje niesie to dla ubezpieczonych? Otóż – rodzi to dość istotną niepewność. Nawet po bardzo wielu latach (w skrajnych wypadkach do 13 lat wstecz!) może się okazać, że były pracodawca wezwie ubezpieczonego do zwrotu części wypłaconego mu wynagrodzenia. Dla płatników zaś to doskonała wiadomość i zapewne dodatkowa zachęta do stosowania „umów śmieciowych” – bo przecież, w razie kontroli i konieczności zapłaty zaległych składek – ich części będzie można zażądać od pracownika.

12 wrz

Zmiany w zasiłku macierzyńskim przedsiębiorców

Zasiłek macierzyński – jak zapewne wiesz – jest jednym ze świadczeń, jakie ubezpieczony może uzyskać z ubezpieczenia chorobowego. Tym ubezpieczeniem objęci są m.in. pracownicy, dobrowolnie ubezpieczenie chorobowe może także obejmować osoby prowadzące działalność gospodarczą. Wysokość zasiłku macierzyńskiego w założeniu powiązana jest z wysokością dochodów ubezpieczonego.  U pracowników jest to średnia wypłaconych wynagrodzeń z ostatnich 12 miesięcy poprzedzających miesiąc, w którym powstało prawo do zasiłku (zwykle jest to data porodu). U osób prowadzących działalność gospodarczą obowiązuje podobna zasada – z tym, że za wynagrodzenie przyjmuje zadeklarowaną podstawę wymiaru składek. Przedsiębiorcy nie płacą bowiem składek od rzeczywistych dochodów, tak jak robią to pracownicy – ale od zadeklarowanej kwoty, która w zasadzie nie może być niższa niż 60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, co w 2014 roku oznacza kwotę 2.227,80 zł.

W praktyce przedsiębiorcy opłacają składki na ZUS od najniższej możliwej podstawy wymiaru. Od tej reguły jest jednak pewien wyjątek. Składki od podstaw wymiaru kilkukrotnie wyższych niż minimalna opłacają obecnie prowadzące działalność gospodarczą kobiety w mniej lub bardziej zaawansowanej ciąży. Dlaczego? Odpowiedź na pytanie kryje się w art. 36 ust. 2 w z art. 48 ust. 2 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa. Przepisy te przewidują, że w przypadku ubezpieczonego, u którego prawo do zasiłku powstanie wcześniej niż przed upływem 12 miesięcy – liczy się średnią z pełnych miesięcy kalendarzowych ubezpieczenia. W skrajnym wypadku pozwala to otrzymać wysoki zasiłek macierzyński (rzędu ponad 5.000 zł netto miesięcznie) już po jednym pełnym miesiącu kalendarzowym ubezpieczenia. Z praktyki znam przypadki, w których działalność gospodarcza została przez ubezpieczoną otwarta w 8 miesiącu ciąży. Ponieważ działalność ta była prowadzona przez jeden pełen miesiąc kalendarzowy, a ubezpieczona opłaciła składkę od wysokiej, bo przekraczającej 9.000 zł podstawy wymiaru – po porodzie otrzymała ona zasiłek macierzyński w wysokości ponad 5.000 zł netto miesięcznie. Co więcej, za kolejne miesiące otrzyma ona zasiłek w takiej samej kwocie – i tak przez niemalże rok.

ZUS – czemu trudno się dziwić – robi wszystko, by „przedsiębiorczym matkom” życie utrudnić. Problem w tym, że – jak pokazuje praktyka – niewiele może zrobić. Jeśli tylko zadeklarowana podstawa wymiaru mieści się w granicach przewidzianych prawem – ZUS nie może jej kwestionować, co wyraźnie przesądził kiedyś Sąd Najwyższy (wyrok z dnia 5.12.2007 r., II UK 106/07). Trudne jest także wykazanie, że działalność gospodarcza nie jest prowadzona.

Właśnie dlatego na pomoc ZUS spieszy ustawodawca – najpewniej od 1.01.2015 r. w życie wejdzie nowelizacja ustawy zasiłkowej. Z opublikowanego na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu wynika, że po nowelizacji maksymalny zasiłek macierzyński (a więc w kwotach ok. 5.000 zł netto przez cały okres trwania zasiłku) będzie może uzyskać dopiero po 12 miesiącach opłacania składek od maksymalnej podstawy wymiaru. W ustawie ma się bowiem pojawić nowy art. 48a, zgodnie z którym podstawę wymiaru ma stanowić suma dwóch kwot – po pierwsze „przeciętnej najniższej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie chorobowe”, po drugie „kwoty stanowiącej iloczyn jeden dwunastej przeciętnej kwoty zadeklarowanej jako podstawa wymiaru, w części przewyższającej najniższą podstawę wymiaru składek na ubezpieczenie chorobowe”.

Jak rozumieć projektowany przepis? Najłatwiej będzie chyba na przykładach. W przypadku wspomnianej powyżej ubezpieczonej, która zadeklarowała kwotę ok 9.000 zł podstawy wymiaru składek za jeden miesiąc prowadzenia działalności – wedle nowych reguł otrzymałaby ona zasiłek w kwocie tylko ok. 1550 zł netto. Gdyby przed porodem ubezpieczona prowadziła działalność przez dwa miesiące i przez dwa miesiące opłaciła wysokie składki – zasiłek wzrósłby do ok. 1.900 zł netto miesięcznie. Przy trzech miesiącach byłoby to już ok. 2.200 zł netto.

Moim zdaniem projektowane zmiany należy ocenić pozytywnie. Wielokrotnie walczyłem z ZUS o przestrzegania obowiązujących przepisów i wypłacenie ubezpieczonym wysokiego zasiłku nawet po jednym miesiącu ubezpieczenia. Uważam jednak, że obecnie obowiązujące przepisy są wadliwe i wymagają pilnej zmiany. Zasadniczą cechą wszelkich ubezpieczeń społecznych jest bowiem choć ograniczona ekwiwalentność, których w obecnie obowiązujących przepisach brak. De facto jest to sposób na uzyskanie przez ubezpieczonych kwot rzędu 60.000 zł. Tych pieniędzy w ZUS nie ma, więc dopłacić będzie musiał je budżet państwa. Budżet nie ma innego wyjścia, niż wziąć je od nas wszystkich.

24 cze

Witaj!

Jeżeli poszukujesz informacji o prawie ubezpieczeń społecznych – zapraszam Cię do lektury mojego bloga.

Piszę o wszystkim, co z ubezpieczeniami społecznymi mniej lub bardziej się wiąże. Z wieloma opisywanymi problemami zetknąłem się wykonując swój zawód. Staram się jednak unikać jednostronnego spojrzenia na problemy ubezpieczeniowe, czasem warto spojrzeć na zagadnienie także z perspektywy ZUS i KRUS.

Ubezpieczenia społeczne – choć dotyczą każdego – dotychczas nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem komentatorów. Mam nadzieję, że ten blog przyczyni się do zmiany tego stanu rzeczy.